Paweł Pisaniecki
dynie słusznej i poprawnej politycznie prawdy. "Gazeta Polska Codziennie" pisze dziś o tajemniczych dowodach, które rzekomo posiada i które świadczą o tym, że Rosjanie sfałszowali ekspertyzę pirotechniczną "Tutki". Znana z bezgranicznej wręcz wyobraźni Dorota Kania twierdzi, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie ukrywa prawdę, a wysyłając do Smoleńska swoich ekspertów, którzy przeprowadzili kolejne badania pirotechniczne potwierdziła, że jest poinformowana o rosyjskim fałszerstwie polegającym na zniszczeniu wraku, zniszczeniu autentycznych próbek z badań pirotechnicznych i sfałszowaniu wszystkich danych, które udostępniono stronie polskiej.
Wydawałoby się, że "Gazeta Polska Codziennie" wie bardzo dużo i ma na to niezbite dowody, ale zastanówmy się przez chwilę, jakie to dowody, skąd się biorą i co w tym wszystkim jest prawdą, a co polityczną propagandową bajką przygotowaną dla chłonnego jak gąbka ciemnego wolskiego Luda? Osoba związana ze śledztwem, niewymienione z nazwy tajemnicze dokumenty, niewymienieni z nazwiska świadkowie i tajemniczy informatorzy to filary, na których "Gazeta Polska Codziennie" buduje kolejne mity i insynuacje smoleńskie, który jedynym celem jest utwierdzenie ludzi w przekonaniu, że prezydent Lech Kaczyński został zamordowany przez Rosjan i spiskujący z nimi polski rząd. Wiarygodnych dowodów na zamach, które byłyby czymś innym niż tylko mózgową papką wytworzoną przez przepojonych nienawiścią stronników pędzącego na oślep ku władzy Jarosława Kaczyńskiego nie znajdziemy.
Być może nowe rewelacje dotyczące fałszerstw i niszczenia wraku poznaliśmy dzięki trotylowemu baronowi - Cezaremu Gmyzowi, który nadal wierzy w to, co napisał i dobrze pamięta czasy, gdy jako trzynastolatek był świadkiem jak komunistyczne komisje weryfikacyjne działające w czasie stanu wojennego wyrzucały jemu podobnych dziennikarzy za pisanie prawdy? Być może nowych dowodów dostarczył pan Nowaczyk, który szczyci się wykryciem trotylu na polewanych przez siebie alkoholem fragmentach samolotu skradzionych z miejsca katastrofy i lotniskowej płyty, na której leży wrak? Może były to inne "obiektywne autorytety", które sugerowały, że ciała pasażerów sklejonego z tektury eksplodującego w powietrzu samolotu zostały podziurawione "strzelającymi" nitami lub Jan Pospieszalski, dla którego niedawny wypadek motoszybowca jest ostatecznym dowodem na zamach?
Wydawałoby się, że "Gazeta Polska Codziennie" wie bardzo dużo i ma na to niezbite dowody, ale zastanówmy się przez chwilę, jakie to dowody, skąd się biorą i co w tym wszystkim jest prawdą, a co polityczną propagandową bajką przygotowaną dla chłonnego jak gąbka ciemnego wolskiego Luda? Osoba związana ze śledztwem, niewymienione z nazwy tajemnicze dokumenty, niewymienieni z nazwiska świadkowie i tajemniczy informatorzy to filary, na których "Gazeta Polska Codziennie" buduje kolejne mity i insynuacje smoleńskie, który jedynym celem jest utwierdzenie ludzi w przekonaniu, że prezydent Lech Kaczyński został zamordowany przez Rosjan i spiskujący z nimi polski rząd. Wiarygodnych dowodów na zamach, które byłyby czymś innym niż tylko mózgową papką wytworzoną przez przepojonych nienawiścią stronników pędzącego na oślep ku władzy Jarosława Kaczyńskiego nie znajdziemy.
Być może nowe rewelacje dotyczące fałszerstw i niszczenia wraku poznaliśmy dzięki trotylowemu baronowi - Cezaremu Gmyzowi, który nadal wierzy w to, co napisał i dobrze pamięta czasy, gdy jako trzynastolatek był świadkiem jak komunistyczne komisje weryfikacyjne działające w czasie stanu wojennego wyrzucały jemu podobnych dziennikarzy za pisanie prawdy? Być może nowych dowodów dostarczył pan Nowaczyk, który szczyci się wykryciem trotylu na polewanych przez siebie alkoholem fragmentach samolotu skradzionych z miejsca katastrofy i lotniskowej płyty, na której leży wrak? Może były to inne "obiektywne autorytety", które sugerowały, że ciała pasażerów sklejonego z tektury eksplodującego w powietrzu samolotu zostały podziurawione "strzelającymi" nitami lub Jan Pospieszalski, dla którego niedawny wypadek motoszybowca jest ostatecznym dowodem na zamach?
Zdaje się, że dowody przedstawione przez kolejny "autorytet" w dziedzinie badania wypadków lotniczych są przysłowiową kropką nad "i", są dobrze pasującym kluczem do wciąż nierozwikłanej smoleńskiej zagadki. Mamy oto muzyka, aranżera, kompozytora i publicystę, który już wie. Pospieszalski wie, że podobny do Tupolewa podchodzący do lądowania w Warszawie mały motoszybowiec rozbił się skutecznie ścinając pustą w środku aluminiową latarnię uliczną nie zabijając będących na pokładzie pilota i pasażera. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości? Nie powinniście ich mieć tak jak nie ma ich Pospieszalski, bo warszawski wypadek jasno wskazuje, że będący grobem dla 96 osób Tu-154M nie miał prawa stracić skrzydła po zetknięciu z "pancerną brzozą" tak jak nie miał prawa wykonać w powietrzu półbeczki i runąć na miękką i gwarantującą przeżycie ziemię.
Jako, że badające wypadki lotnicze komisje oraz ich eksperci mają za zadanie ustalenie okoliczności i przyczyn zdarzenia lotniczego oraz wydanie zaleceń i wniosków dla zapobiegnięcia podobnym wypadkom w przyszłości jednoosobowa komisja Jana Pospieszalskiego wydała "oświadczenie" w treści, którego czytamy, że wypadek na Bemowie, w którym uczestniczył konstrukcyjnie podobny do Tu-154M motoszybowiec jest jaskrawym dowodem na zamach, a wszyscy twierdzący inaczej są ofiarami niewiarygodnego kiczu - baśni z morałem z domieszką metafizyki. Tryskający optymizmem i przepojony dumą z dobrze wykonanego zadania Pospieszalski życzy myślącym inaczej niż on ekspertom szybkiego powrotu do zdrowia i żąda od nich natychmiastowej pisemnej odpowiedzi, w której mieliby wyjaśnić czy nadal podtrzymują swoją wersję wypadków, a nie opowieści o tym jak to, kpt. Protasiuk podczas lotu do Smoleńska odgryzł sobie język(?).
Jako pilny obserwator i komentator wesołej twórczości "Gazety Polskiej Codziennie" oraz Jana Pospieszalskiego również ja powinienem pożyczyć im wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia. Przez wrodzoną dobroć i sympatię do bliźnich tego jednak nie zrobię, gdyż nie zwykłem przekazywać życzeń, które krzywdziłoby innych ludzi. Zdrowy na umyśle Pospieszalski i poważnie pisząca GPC nie są nikomu potrzebni, a tym bardziej tym, którzy z prawdziwą przyjemnością opisują prezentowaną przez nich smoleńską paranoję. Niech zostaną takimi, jakimi są teraz. Niech zostaną zgrają rozchwianych psychicznie i dostarczających ubawu "autorytetów", którym wydaje się, że są podziwiani i cały czas myślą. Właśnie taka taktyka zagwarantuje Jarosławowi Kaczyńskiemu kolejną przegraną i długo oczekiwane odejście z polskiej polityki.
Jako, że badające wypadki lotnicze komisje oraz ich eksperci mają za zadanie ustalenie okoliczności i przyczyn zdarzenia lotniczego oraz wydanie zaleceń i wniosków dla zapobiegnięcia podobnym wypadkom w przyszłości jednoosobowa komisja Jana Pospieszalskiego wydała "oświadczenie" w treści, którego czytamy, że wypadek na Bemowie, w którym uczestniczył konstrukcyjnie podobny do Tu-154M motoszybowiec jest jaskrawym dowodem na zamach, a wszyscy twierdzący inaczej są ofiarami niewiarygodnego kiczu - baśni z morałem z domieszką metafizyki. Tryskający optymizmem i przepojony dumą z dobrze wykonanego zadania Pospieszalski życzy myślącym inaczej niż on ekspertom szybkiego powrotu do zdrowia i żąda od nich natychmiastowej pisemnej odpowiedzi, w której mieliby wyjaśnić czy nadal podtrzymują swoją wersję wypadków, a nie opowieści o tym jak to, kpt. Protasiuk podczas lotu do Smoleńska odgryzł sobie język(?).
Jako pilny obserwator i komentator wesołej twórczości "Gazety Polskiej Codziennie" oraz Jana Pospieszalskiego również ja powinienem pożyczyć im wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia. Przez wrodzoną dobroć i sympatię do bliźnich tego jednak nie zrobię, gdyż nie zwykłem przekazywać życzeń, które krzywdziłoby innych ludzi. Zdrowy na umyśle Pospieszalski i poważnie pisząca GPC nie są nikomu potrzebni, a tym bardziej tym, którzy z prawdziwą przyjemnością opisują prezentowaną przez nich smoleńską paranoję. Niech zostaną takimi, jakimi są teraz. Niech zostaną zgrają rozchwianych psychicznie i dostarczających ubawu "autorytetów", którym wydaje się, że są podziwiani i cały czas myślą. Właśnie taka taktyka zagwarantuje Jarosławowi Kaczyńskiemu kolejną przegraną i długo oczekiwane odejście z polskiej polityki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz