Środowisko "Gazety
Polskiej" przyjęło za punkt honoru zamianę prywatnego życia sędziego Igora
Tulei w istny koszmar. Po druzgocących wypowiedziach, w których sędzia opisał
ubeckie metody przesłuchań, jakie stosowano w szeregach politycznej policji
ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego gangsterzy związani z mediami
Tomasza Sakiewicza dobrali się do jego miejsca zamieszkania, na którym
wymalowano groźby, dotarli do spraw, w których orzekał w przeszłości i ruszyli
tropem jego rodziny. Pod grubą lupę wszechpolskich strażników prawdy poszedł
syn, była partnerka oraz matka Tulei, którą lustruje obecnie wyrzucony z
"Rzeczpospolitej" i przygarnięty do redakcji "Codziennej"
Cezary Gmyz. Prawdziwym szczytem bezczelności stała się jednak dzisiejsza próba
manipulacji, w którą próbowano zaangażować prześladowanego sędziego. W świetle
kamer prześladowcy odwiedzili dziś swoją ofiarę.
Do sądu, w którym pracuje Igor
Tuleya wybrał się Samuel Pereira, który nie pierwszy już raz usiłował dokonać
starannie zaplanowanego medialnego oszustwa. Dopytywany o incydent związany z
"wysmarowaniem" drzwi prowadzących do mieszkania orzekający w sprawie
doktora G. sędzia stwierdził, że nie o wysmarowanie tutaj chodzi, odmówił
dalszej rozmowy i odesłał namolnego dziennikarza do swojego rzecznika. Pereirze
to wystarczyło i na portalu niezależna.pl natychmiast pojawił się wpis mówiący,
że sędzia wszystkiemu zaprzeczył, GW kłamała, a do żadnego
"wysmarowania" lub "obsmarowania" drzwi w ogóle nie doszło.
Obliczony na mniej rozgarniętych
odbiorców plan dziennikarza wypalił wywołując na skrajnie prawicowych forach
nie lada sensację. Manipulatorowi, który sugeruje, że napis „Wiemy, gdzie
mieszkasz" namalowali koledzy Tulei, który bardzo hojnie raczy nas
rzeczywistością wirtualną i bazuje na lapsusach słownych wypada przypomnieć, że
zaprezentowana rozmowa nie była żadnym wywiadem, a jedynie podstępną napaścią
na niespodziewającego się kamer i udającego się do pomieszczeń służbowych
sędziego, który faktycznie niczego nie odwołał. Tuleya zgodnie z prawdą
stwierdził, że incydent nie był żadnym posmarowaniem drzwi, bo mało, kto
malowanie groźnie brzmiących pogróżek nazywa przecież smarowaniem. Nie wiadomo
jak skończy się festiwal nienawiści skierowany przeciwko niewygodnemu sędziemu,
ale pewne jest, że uruchomione przeciwko niemu skrajnie prawicowe lotne brygady
przybrały już formę działania charakterystyczną dla zorganizowanej grupy
przestępczej.
![](http://bi.gazeta.pl/im/fotomon/bloxlite/f640x640/71/13/965c4a1274.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz