piątek, 18 stycznia 2013

Paweł Pisaniecki: Tuleya wszystko odwołał? Nie, to nowa manipulacja Samuela Pereiry.




Środowisko "Gazety Polskiej" przyjęło za punkt honoru zamianę prywatnego życia sędziego Igora Tulei w istny koszmar. Po druzgocących wypowiedziach, w których sędzia opisał ubeckie metody przesłuchań, jakie stosowano w szeregach politycznej policji ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego gangsterzy związani z mediami Tomasza Sakiewicza dobrali się do jego miejsca zamieszkania, na którym wymalowano groźby, dotarli do spraw, w których orzekał w przeszłości i ruszyli tropem jego rodziny. Pod grubą lupę wszechpolskich strażników prawdy poszedł syn, była partnerka oraz matka Tulei, którą lustruje obecnie wyrzucony z "Rzeczpospolitej" i przygarnięty do redakcji "Codziennej" Cezary Gmyz. Prawdziwym szczytem bezczelności stała się jednak dzisiejsza próba manipulacji, w którą próbowano zaangażować prześladowanego sędziego. W świetle kamer prześladowcy odwiedzili dziś swoją ofiarę.

Do sądu, w którym pracuje Igor Tuleya wybrał się Samuel Pereira, który nie pierwszy już raz usiłował dokonać starannie zaplanowanego medialnego oszustwa. Dopytywany o incydent związany z "wysmarowaniem" drzwi prowadzących do mieszkania orzekający w sprawie doktora G. sędzia stwierdził, że nie o wysmarowanie tutaj chodzi, odmówił dalszej rozmowy i odesłał namolnego dziennikarza do swojego rzecznika. Pereirze to wystarczyło i na portalu niezależna.pl natychmiast pojawił się wpis mówiący, że sędzia wszystkiemu zaprzeczył, GW kłamała, a do żadnego "wysmarowania" lub "obsmarowania" drzwi w ogóle nie doszło.
Obliczony na mniej rozgarniętych odbiorców plan dziennikarza wypalił wywołując na skrajnie prawicowych forach nie lada sensację. Manipulatorowi, który sugeruje, że napis „Wiemy, gdzie mieszkasz" namalowali koledzy Tulei, który bardzo hojnie raczy nas rzeczywistością wirtualną i bazuje na lapsusach słownych wypada przypomnieć, że zaprezentowana rozmowa nie była żadnym wywiadem, a jedynie podstępną napaścią na niespodziewającego się kamer i udającego się do pomieszczeń służbowych sędziego, który faktycznie niczego nie odwołał. Tuleya zgodnie z prawdą stwierdził, że incydent nie był żadnym posmarowaniem drzwi, bo mało, kto malowanie groźnie brzmiących pogróżek nazywa przecież smarowaniem. Nie wiadomo jak skończy się festiwal nienawiści skierowany przeciwko niewygodnemu sędziemu, ale pewne jest, że uruchomione przeciwko niemu skrajnie prawicowe lotne brygady przybrały już formę działania charakterystyczną dla zorganizowanej grupy przestępczej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz